Geoblog.pl    pkozlowski    Podróże    THE GAP    Powrót do domu, domu nr 2 ;-)
Zwiń mapę
2009
06
cze

Powrót do domu, domu nr 2 ;-)

 
Brazylia
Brazylia, São Paulo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 32169 km
 
Powrót do São Paulo - nareszcie !
Muszę przyznać, że trochę stęskniłem się za tymi ludźmi - ale także i za tym miejscem. Dobrze znany dworzec autobusowy Tietê, przesiadka do metra, którego linie jako-tako ogarniam, Av. Paulista, moje condominium (nawet portier mnie poznał :-))...

Mój "dawny" współlokator - Alex otworzył drzwi po kilku długich dzwonkach. Minę miał nie najlepszą, domyślam się, że to, że była 7 rano w sobotę mogło mieć z tym coś wspólnego ;-)

Na środku salonu śpi jakaś Brazylijka (dlaczego mnie to nie dziwi ;-)) i jest jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie by zacząć leczyć wczorajszego kaca. Zamieniłem z Alexem kilka zdań i zdecydowałem się go dalej "nie męczyć". Wrócił do łóżka, a ja rzuciłem bagaże, złapałem portfel i ruszyłem na Rua Monte Alegre 1791.

To właśnie pod tym adresem mieści się konsulat RP w São Paulo - jedyne miejsce w promieniu kilkuset kilometrów w tej części Ameryki Południowej gdzie można oddać głos w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Choć jestem zdecydowanym zwolennikiem głosowania w tego typu wyborach przez internet (gorąco dopinguje Rafałowi i reszcie zespołu w powodzeniu ich projektu) to muszę przyznać, że procedura była zaskakująco prosta. Wysłałem mejla na tydzień przed głosowaniem do konsulatu (zdaje się, że byłem wtedy w Santiago albo w Mendozie) informując, że chcę wziąć w nim udział i... już!

Problemu nie stanowiło nawet to, że nie posiadałem zaświadczenia uprawniającego mnie do głosowania poza miejscem zameldowania. Załatwiłem to w drugim mejlu do konsulatu - nawet pomimo upłynięcia terminu zamykania list wyborców za granicą. Jak jeszcze raz usłyszę od kogoś, że nie głosował bo miał za daleko do urny wyborczej to nie ręczę za siebie (ja miałem, w prostej linii, ponad 10 tysięcy kilometrów do swojego punktu wyborczego i tak jak pisałem powyżej zagłosowanie nie stanowiło NAJMNIEJSZEGO problemu). Uważam, że niska frekwencja wyborcza w Polsce (we wszystkich ostatnich wyborach, referendum itp.) to niewątpliwie wstydliwa cecha demokracji znad Wisły. Nie jest to jednak odpowiednie miejsce na tego typu przemyślenia...

Tak czy tak do konsulatu dotarłem punkt 8:00, czyli w momencie otwarcia lokalu wyborczego. Jak można się domyśleć nie było tłumów. Ba, byłem nawet pierwszy i z tego co widziałem jedyny o tak wczesnej porze. Jako, że dane mi było przecierać wyborcze szlaki w SP to na mnie przećwiczono wszelkie procedury konsularne z tym związane. Muszę przyznać, że było to ciekawe przeżycie i dość spore nerwy tamtejszego personelu żeby nic nie zepsuć i dochować wszelkich procedur. W sumie tego dnia w São Paulo zagłosowało 25 z 29 uprawnionych do tego osób, z czego 22 głosy były ważne (dokładne dane dostępne na stronie konsulatu). Swoją drogą całkiem niezła frekwencja - 86% (25/29) ;-)

Ucieszony ze spełniania obywatelskiego obowiązku (podkreśliłbym to słowo gdybym tylko technicznie mógł to zrobić) przybliżyłem jeszcze zasady wyborów do Parlamentu Europejskiego pilnującym konsulatu policjantom. Oddelegowano dodatkowe jednostki do ochrony placówek państw z UE tego dnia - stąd ich ciekawość o co c'mon ;-) Swoją drogą wyjaśnienie policjantom z São Paulo tych zasad uważam za szczyt moich możliwości językowych (nie ze względu na nich, ale ze względu na poziom mojego portugalskiego ;-)). Jakby się zastanowić to chyba jako pierwszy oddałem głos w wyborach do PE w Ameryce - a chociaż jest na to spora szansa :-) Tyle chwalenia się...

Ten zaledwie jeden dzień w São Paulo minął zdecydowanie zbyt szybko. Duży na to wpływ miał napięty do granic możliwości kalendarz.

W mieszkaniu przy Rua Haddock Lobo pozostała dość spora część moich rzeczy, których nie zamierzałem wozić ze sobą po całej Ameryce Południowej (ok, no może nie po takiej "całej" ;-)). Innymi słowy czekała mnie ciężka przeprawa przez przepakowanie bagaży.

Co ciekawe ostatnim razem gdy ważyłem bagaż na lotnisku w Santiago waga wskazała niespełna 20kg - w mieszkaniu w SP zostało peeeeełno moich rzeczy, a limit na lot do Salvadoru (i także późniejszy do Europy) wynosił... 20kg. Można by powiedzieć, że jest to niewykonalne by zmieścić się w tym limicie i można już zacząć szukać pieniędzy na nadbagaż. Tu jednak wchodzi moja pokrętna logika - kupiłem deskę surfingową :-)

A właściwie to kupił ją dla mnie Alex i nie teraz, a zaraz po tym jak wyjechałem (w kwietniu) - akurat był na Wielkanoc we Florianopolis, gdzie kiedyś mieszkał przez rok i znał odpowiednie "miejsca" - do tego dobry surfer. Deska czekała na mnie przez cały czas mojej podróży. Jak się jednak można domyśleć nie zmniejszyło to wagi mojego bagażu, a wręcz przeciwnie - sama deska+torba to lekko licząc 8kg. Ważne przy tym jednak jest to, że po pierwsze za deskę jako sprzęt sportowy płaci się sztywną opłatę, a po drugie torba była o 2 rozmiary większa niż deska ;-)

Jak łatwo przewidzieć do torby trafiły wszystkie ciuchy, ręczniki, plecaki, torby - wszystkie "miękkie" rzeczy. Odpowiednio obwiązane taśmą pełniły "funkcje ochronne" dla deski - taka jest oficjalna wersja i jej się trzymałem na lotnisku :-) Torba z deską (i nie tylko) ważyła około 20kg (może więcej) i kosztowało mnie to 100BRL (lot do Salvadoru) i 25EUR (lot do Europy) - w porównaniu do przykładowych 16EUR za każdy kg jakie bym zapłacił przy nadbagażu w Condorze (lot do Europy) robi to całkiem sporą różnicę w cenie transportu bagażu z punktu A do punktu B :-)

Tego dnia doszły także inne techniczne aspekty reorganizacji jak np. kwestia dotarcia na lotnisko SP Campinas (półtorej godzinki jazdy autobusem z centrum miasta), znalezienie lokum w Salvadorze czy wykombinowanie wreszcie sposobu dotarcia do Polski :-) Co ważniejsze jednak udało mi się spotkać na piwie z ludźmi z FGV i pójść na kanapkę do BeLla Paulista (wstyd się przyznać, ale ta knajpa i serwowane tam żarcie przez 2 miesiące podróżowania nie mogło mi wyjść z głowy ;-)).

Po intensywnym dniu spędzonym w São Paulo i 4 godzinach snu musiałem pędzić (znowu) na lotnisko. Obwieszony bagażami (zabranie się z deską i dwoma plecakami było już "dość" kłopotliwe) ruszyłem metrem do terminalu autobusowego, stamtąd darmowym busikiem linii Azul na Campinas gdzie czekał już na mnie niemal nowiutki Embraer 195 - zatankowany i gotowy do lotu do Salvadoru, ostatniego przystanku w mojej podróży po Ameryce Południowej.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
pkozlowski
Piotr Kozłowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 62 wpisy62 23 komentarze23 1623 zdjęcia1623 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
04.02.2009 - 11.06.2009