Powiedz "Rio de Janeiro", a "Carnaval" będzie kolejnym słowem, które przyjdzie Ci na myśl. Coś w tym musi być. Trzeba przyznać, że Cariocas (mieszkańcy Rio) lubią i umieją się bawić, a na te kilka dni przed Wielkim Postem karnawałową gorączkę czuć w całym mieście.
Puby, kluby, restauracja - ale po pierwsze: ulice! To właśnie tam bawi się większość ludzi i wg mnie tam też są najlepsze imprezy, czyli tzw. "blocos". Z reguły zaczyna się całkiem niewinnie, mały tłumik, Trio Eléctrico (ciężarówka z nagłośnieniem, na której dachu grają i/lub śpiewają) i kilku bębniarzy, impreza powoli się rozkręca, a po chwili nie wiesz właściwie co się dzieje ;-)
Jednak bądźmy szczerzy - Carnaval w Rio to po pierwsze Sambodrom, więc i tam nie mogło mnie zabraknąć. Już po drodze widzieliśmy gdzie wszyscy zmierzają. Na miejscu pozostało nam jeszcze "tylko" kupić bilety na odpowiedni sektor od "mafii konikowej". Nie było to takie łatwe i nie pomogły nawet próby wtopienia się w tłum przy pomocy znalezionych wokół Sambodromu rekwizytów. Po dwóch czy trzech godzinach poszukiwań mieliśmy w rękach upragnione bilety (po odpowiednio niższych niż oficjalne cenach :-)) i udaliśmy się na trybuny.
SambodromoSzczerze mówiąc spodziewałem się trochę więcej po Sambodromie - szalonych okrzyków, tańczących trybun itp. Oczywiście wszystko to było, ale nie w takich dawkach jakich oczekiwałem. Impreza trwała od 21:00 do 06:00, a gdy pojawiliśmy się około 02:00-03:00 niektórzy na trybunach widocznie nie dawali już rady. Nadrabiały za to tańczące służy porządkowe.
W okolicach 05:00 doszedłem do wniosku, że czas wracać (za kilka godzin mieliśmy ruszyć do Faveli), jednak reszta postanowiła się jeszcze trochę pobawić, więc ruszyłem sam. Trochę mi zajęło dostanie się do przystanku autobusowego (najpierw szukałem metra ;-)), a następnie usnąłem w trakcie jazdy. Krótko mówiąc zrobiłem wszystko to co "Przewodniki" i ludzie o zdrowym rozsądku odradzają - ale cóż: przeżyłem. Aparat mam, portfel jest, ba nawet zegarek nie zniknął (Rio jest złe tylko "na wyrywki" ;-)). Do tego w okolicach 06:00 miałem niemal wyłączność na ulice Copacabany (mieszkaliśmy przy Av. Nossa Senhora de Copacabana - dwie przecznice od plaży).
Przemierzając Avenida Atlântica ostatniego dnia w Rio (wtorek) dało się zauważyć, że Karnawał ma się ku końcowi i nie jest to powód do świętowania.
Pożegnanie z RioNa godzinkę przed odjazdem autobusu do São Paulo spotkaliśmy się jeszcze z kolegami ze Szwecji na piwku pod jednym z wielu parasoli na Copacabanie.