Geoblog.pl    pkozlowski    Podróże    THE GAP    Salar de Uyuni, dzień 2: wypadek
Zwiń mapę
2009
25
kwi

Salar de Uyuni, dzień 2: wypadek

 
Boliwia
Boliwia, Laguna Colorada
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16579 km
 
Pobudka o 4:15, szybkie śniadanie, pakowanie i kilka minut po piątej byliśmy już w jeep'ie. Ekipa z drugiego auta, która nocowała także w San Antonio de Lipez, odjechała przed nami i nie mieliśmy okazji się z nimi spotkać rano. Mieliśmy nadzieję, że nadrobimy podczas lunchu w okolicach gorących źródeł - głównej atrakcji nadchodzącego dnia. Zanim tam jednak dotarliśmy odwiedziliśmy kilka innych miejsc.

Po około godzinie jazdy na horyzoncie pojawiło się słońce i zatrzymaliśmy się po raz pierwszy tego dnia by podziwiać widoki. A było na co popatrzeć - w oddali Laguna Morejon, a my sami znajdowaliśmy się na wysokości 4855 mnpm (chwilę przed tym zjechaliśmy z górki więc sądzę, że i ponad 5 tysięcy zaliczyliśmy ;-)).

Ruszyliśmy dalej, z krótkim postojem podczas przekraczania zamarzniętej rzeki (temperatura w nocy spada grubo poniżej zera co silnie odczuliśmy w ciągu minionej nocy) oraz nieco dłuższym przy Laguna Kollpa, gdzie mogliśmy rzucić okiem na flamingi.

Kolejny punkt podróży - gorące źródła. Po lodowatej nocy relaks w basenie z wodą o temperaturze 36 stopni był tym czego potrzebowaliśmy - z resztą nie tylko my. Gdy dotarliśmy na miejsce gorące źródła były otoczone już przez kilka innych jeep'ów (same Toyoty Land Cruiser) i kilkunastu-kilkudziesięciu backpacker'owców. Nieco się zdziwiliśmy, że nie zastaliśmy na miejscu Jasmine, Hanka i reszty ekipy z auta z San Antonio. Kilkanaście minut po tym jak dotarliśmy do gorących źródeł zauważyłem przejeżdżającą na sygnale karetkę...

Paręset metrów dalej (za wzniesieniem) kierowca jeepa ze wspomnianymi podróżnikami na wskutek nadmiernej prędkości (czyt. brawury) stracił panowanie nad autem i uderzył w nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówkę transportującą boraks z pobliskich kopalni. Droga to typowy szuter, a sam teren jest płaski jak stół - w efekcie auto dachowało i (zapewne) koziołkowało kilka razy. Zapewne, ponieważ nie widzieliśmy samego wypadku i znamy szczegóły z opowiadań innych podróżujących. Na miejsce wypadku dotarliśmy około 2 godziny po zdarzeniu (ambulans był tam pół godziny przed nami - nie ma co liczyć na szybką pomoc pośrodku pustyni) i to co zobaczyliśmy zapowiadało najgorsze. Auto było zupełnie skasowane, a wokół miejsca zdarzenia załoga karetki i inni backpackerowcy, którzy byli pierwsi na miejscu zdarzenia, udzielali pomocy poszkodowanym leżącym wokół auta. Większość samochodów używanych w wyprawach na "salary" to, jak wspomniałem, Toyoty Land Cruiser. Dziewięćdziesiąt procent z nich ma po kilka-kilkanaście lat, duża część nie jest wyposażona w pasy bezpieczeństwa, a w tych w których je zamontowano rzadko kto ich (niestety) używa. Wielokrotne dachowanie w takich warunkach nieraz było przyczyną śmierci podróżujących przez tą część Boliwii. Z relacji świadków zdarzenia jak i innych kierowców dowiedzieliśmy się, że na szczęście nikt nie zginął w opisanym wypadku - spośród 6 pasażerów (4 podróżujących plus kierowca i kucharka) jedna dziewczyna odniosła poważne obrażenia ramienia i wraz z resztą, która doznała lekkich obrażeń, została odwieziona do szpitala w Chile. Widząc miejsce wypadku mogę z całą powagą powiedzieć, że mieli szczęście, że na tym się skończyło. Niestety nie mam pewności co do tego czy wersja wydarzeń opisana przez kierowców jest prawdziwa (ciężko im zaufać - mogą kłamać by nie przestraszyć innych podróżujących i Boliwijczycy w kontaktach z turystami ogólnie często mijają się z prawdą), a agencja, której jeep uległ wypadkowi (Valle Hermoso) nie odpowiada na moje mejle z pytaniem o stan poszkodowanych.

Podróżując często zapominamy o różnicach kulturowych - jedną z nich, z tego co zauważyłem, jest także wartość życia - w Boliwii jest ono, krótko mówiąc, tanie. Pierwszej pomocy udzielili poszkodowanym inni podróżni (nie liczyłbym na apteczkę w żadnym z samochodów przemierzających salary, co dopiero mowa o szkoleniu z pierwszej pomocy wśród kierowców), do tego kierowcy zupełnie nie przejęli się wypadkiem (a chociaż sprawiali takie wrażenie). Następnego dnia nikt z tutejszych mieszkańców nie będzie już zapewne mówił i pamiętał o dzisiejszym wypadku, co gorsze, z tego co zauważyłem, duża część podróżujących także nie specjalnie się tym przejęła. Wszystkie ekipy kontynuowały podróż do Laguna Verde i Laguna Blanca oraz Geisers Sol de Mañana, kończąc dzień w backpacker'owym hostelu w okolicach Laguna Colorada.

Piszę ten post z perspektywy czasu (3 tygodniowe opóźnienie) i do dzisiaj nie udało mi się uzyskać informacji na temat stanu zdrowia poszkodowanych - moja agencja (Tupiza Tours) nic się nie dowiedziała, a Valle Hermoso (agencja, której jeep uległ wypadkowi) nie odpowiada na mejle.

Dla wszystkich tych, którzy planują podróż po "salarach" kilka rada - uważnie wybierajcie agencje (wybierajcie jedynie silnie rekomendowane) i nalegajcie na najlepszy, najnowszy sprzęt (głównie chodzi o stan auta). Pamiętajcie, że wraz z niższymi cenami większość agencji tnie koszty - głównie oznacza to zawodny, stary samochód, ale w niektórych wypadkach także nieodpowiedzialnych (zdarzało się, że i pijanych) kierowców. Często mówi się, że Ameryka Południowa to kontynent nie dla amatorów - Boliwia to z pewnością jedno z tych miejsc, gdzie trzeba uważać nie tylko na bagaż, bo oprócz portfela można stracić coś znacznie cenniejszego - życie...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (24)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
Vasco
Vasco - 2009-05-19 10:29
Hej, jaki jest przecietny koszt w agencji takiej wycieczki po salarach?
 
pkozlowski
pkozlowski - 2009-05-19 10:43
Jest wiele opcji - większość podróżujących zaczyna i kończy wyprawę w Uyuni - w tym kilkunastotysięcznym miasteczku jest około 60-70 agencji oferujących "Salar de Uyuni Trip", więc konkurencja największa, a ceny najniższe. Tak jak napisałem jednak w poście powyżej trzeba uważać przy wyborze agencji - polecam fora na takich stronach jak tripadvisor.com i opinie/rekomendacje innych podróżujących, średnio przewodniki typu Lonely Planet - informacje są tam często przedawnione.

Lepszą, w mojej opinii, opcją jest jednak zacząć w Tupizie (tak jak my to zrobiliśmy) lub w San Pedro de Atacama w Chile i skończyć w Uyuni - nie marnuje się wtedy jednego dnia na powrót. Koszt takiej 4 dniowej wyprawy to około 1000-1200 BOB (w zależności od liczby podróżujących 5-6 osób), cena może być także nieco inna w zależności od sezonu.
 
Vasco
Vasco - 2009-05-19 13:49
Dzieki serdeczne za porade :) A jak jest w ogole z cenami w Boliwii i Chile (noclegi, transport)? Jak to sie ma do naszych cen?
 
pkozlowski
pkozlowski - 2009-05-19 16:46
Boliwia jest bardzo tania - problem polega na tym, że w sklepach nie ma metek z cenami i sprzedający wymyślają cenę na podstawie tego jak bardzo "turystycznie" się wygląda. Oczywiście o wszystko należy się targować. Wg mnie kupowanie jedzenia i przyrządzanie samemu mija się z celem - taniej można zjeść na mieście. Obiad w granicach 5PLN - należy przy tym uważać gdzie się jada, co się jada i szczególnie co się piję (dwa razy bym się zastanowił przed sokiem i trzy razy przed wodą) - salmonellę, amebę itp. całkiem łatwo tu złapać - kilka osób, które spotkałem miało niestety takie atrakcje...
Ogólnie najlepiej znaleźć hostel ze śniadaniem, obiad i kolacje na mieście - tanio i przyjemnie.
Transport długodystansowy jest relatywnie tani o ile wybiera się autobusy, ale jako, że większość dróg jest nieutwardzona to i warunki podróży bywają różne. Należy raczej wybierać pierwszą klasę, która jest nieznacznie droższa lub, o ile to możliwe, pociąg. Taksówki są także tanie, ale nie ma taksometrów i cenę należy ustalić przed podróżą - także ważna sprawa by wybrać dobrą, oficjalną taxe. Więcej niż 10PLN za kurs jak długi by nie był raczej się w mieście nie zapłaci. Za hostel cena powinna być od 30 do 50 BOB (ok 15-25PLN), ale zdarzyło mi się zapłacić i 10 BOB za noc (Isla del Sol).

Chile to już inna bajka. Najbogatszy kraj na kontynencie, poziom PKB per capita nieznacznie niższy od polskiego i ceny odpowiednio wyższe w porównaniu do sąsiadów. Ciężko zaoszczędzić. Nie mam jednak zbyt dużego doświadczenia w Chile - w Santiago znalazłem hostel za 7k pesos (ok 40 PLN) - bardzo dobry: śniadanie, WiFi itp. Na mieście ceny posiłku powiedziałbym na poziomie pomiędzy Polską, a Europą Zachodnią - to samo w supermarkecie. Trzeba jednak pamiętać, że w Polsce jedzenie jest po prostu tanie. Ogólnie w Chile są jedne z najwyższych cen w regionie (łeb, w łeb z południowo-zachodnią Brazylią) i do tego ciężko się tak naprawdę połapać co ile kosztuje - peso należy się porządna denominacja - wszystko jest z co najmniej 2-3 zerami.
 
Vasco
Vasco - 2009-05-20 08:54
Dziekuje bardzo za obszerne informacje :)
 
 
pkozlowski
Piotr Kozłowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 62 wpisy62 23 komentarze23 1623 zdjęcia1623 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
04.02.2009 - 11.06.2009