Trzeci dzień podróży po salarach zaczęliśmy od odwiedzenia
Laguny Colorada, w okolicach której nocowaliśmy. Po polowaniu z kamerą w ręku na flamingi ruszyliśmy w kierunku Desierto de Siloli, na której to dla rozprostowania kości zaliczyliśmy skromną sesję wspinaczkową po pozostałościach po aktywności wulkanicznej (w tym tzw. skamieniałe drzewo - Arbol de Piedra). Jadąc dalej na północ minęliśmy kilka mniejszych lagun: Ramaditas, Honda, Charcota, Hedioda i Cañapa oraz wulkan Ollague (5865 mnpm) i przejechaliśmy przez Salar de Chiguana z wojskowym punktem kontrolnym pośrodku. Ku naszemu zdziwieniu jeden z żołnierzy zapytał czy wieziemy kokę - nie chodziło jednak o konfiskatę lub nielegalne posiadanie (w Boliwii jak najbardziej legalne). Biedny wojak chciał trochę "pożyczyć" - widocznie męczył go wysokościowy ból głowy ;-)
Dzień skończyliśmy na obrzeżach celu naszej podróży - w hostelu z soli na skraju Salar de Uyuni.